Słonko świeciło a ja spacerowałam po łące i zrywałam kwiatki. Lawenda właśnie chodziła gdzieś z Night ale to nic. Obok mnie przechodziło szczenię o imieniu Moon. Po spotkaniu z nią ruszyłam w stronę Jeziora Beta. Było przepiękne! Z brzegu wskakiwały do niego żabki a z nieba zlatywały kaczki a głównie łabędzie. Usiadłam i napiłam się świeżej wody. Było tak pięknie! Nagle usłyszałam szelest w krzakach za mną.
-Kto tam? zapytałam łagodnie wstając.
Wtedy zza krzaków wyskoczył jakiś czarny Basior.
-Kim jesteś? zapytałam cofając się.
Ale basior nie wyglądał na skłonnego do rozmowy. Spojrzał na mnie srogo i skoczył mi do gardła.
Skoczyłam i przypomniałam sobie o telekinezie. Umysłem podniosłam pobliski kamień i ogłuszyłam napastnika. Ten przewrócił się i wyglądał na nieprzytomnego. Ale kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam że jest przytomny.
-POMOCY! krzyknęłam a basior wstał,złapał kamień i straciłam przytomność.
************
Kiedy się obudziłam byłam prawie pewna że spałam ze 4 godziny. Obudziłam się przywiązana do dębu z ogromnymi korzeniami. Wokół mnie stało z 12 wilków a na ich czele jakiś basior.
-Gdzie...gdzie ja jestem? zapytałam cicho
-Na terenach Watahy Krwawej Wojny będziesz naszym zakładnikiem. oznajmił basior
-Co?Jak to? Puścicie mnie! Nie chce być żadnym zakładnikiem!-krzyknęłam przerażona
-POMOCY! LAWENDA RATUJ!!!!!!!! krzyknęłam z całych sił a mój głos był chyba słyszalny wszędzie. Basior wściekł się i wcisnął mi szmatkę do ust tak bym ni nie powiedziała.
-Masz siedzieć cicho! I jeszcze jedno to drzewo jest magiczne więc na nic twoja telekineza. powiedział zadowolony i odwrócił się. Miałam nadzieje że ktoś usłyszał moje wołanie i przybędzie na ratunek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz