Sara ogłosiła konkurs na bętę watahy! Strasznie się z tego cieszę, bo mam szansę wygrać. Szczenięta mogą brać udział! Wszyscy się ze mnie naśmiewają. Grrr.....Jeszcze im pokażę na co stać Moon. Postanowiłam z samego rana pójść do Sary i zapisać się.
- Chcesz uczestniczyć w konkursie na betę?! - zapytał mnie drwiąco Kiba, który wcześniej rozmawiał z Sarą.
- Tak! - odpowiedziałam dumnie - A masz coś przeciwko temu? - zwróciłam się do niego.
- No.....nie...
- Tak, przecież szczenięta też mogą uczestniczyć - upomniała Kibę Sara, a ten po chwili wyszedł z jej jaskini.
- Dobrze, tylko co mam robić?
- Udowodnij, że nadajesz się na betę. Może najpierw opowiedz coś o sobie.
- Powiedzieć...? Hhmmmm.... Dobrze... - zaczęłam, ale potem zaczęłam mówić już płynnie i zrozumiale. - Więc, wiele wilków myśli, że jestem tylko szczeniakiem i nie zasługuję na to stanowisko. Ja jednak nie jestem taka same jak te wilki, które od dziecka są niańczone przez rodziców i mogą cieszyć się z życia! Urodziłam się w pewnej watasze, myślałam, ze to moje miejsce, ale niedługo po tym mama wyniosła mnie w las i zostawiła tam. Czekałam, ale bez skutku, nie wróciła. Potem z tego co wiem w tej watasze rozpętała się wojna, którą ona przegrała. Wtedy te wilki opanowało jakieś szaleństwo. W rzeczywistości był to czar wrogów, który sprawiał że stały się bezmyślnymi stworzeniami dążącymi tylko do zdobywania pożywienia . Ja już ułożyłam sobie mały domek. Znalazłam jaskinie. Urządziłam ją. Chodziłam na polowania. Było mi dobrze. Ale w końcu pewnego dnia zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zwierząt było coraz mniej, widziałam coraz więcej wilków polujących na nie. W końcu nie miałam już co jeść, byłam wykończona. Oglądałam polowania innych wilków z tych lasów i w końcu rozpoznałam naszą alfę! Była inna. Oczy miała zalane krwią, cała była we krwi. Atakowała wszystko co się ruszało. Zachowywała się jakby była stworzona tylko do mordowania. Przestraszyłam się tego widoku. Uciekałam co sił w łapach, mimo, że mnie nie goniła. W końcu trochę się uspokoiłam. Zaczęłam iść w stronę swojej jaskini. Wiedziałam, że następnego dnia zostawię tamte lasy daleko za sobą i pójdę tam, gdzie te wilki nigdy mnie nie znajdą. Było już ciemno. Drogę oświetlał mi tylko blask księżyca. Niemal po omacku szłam po ścieżce w kierunku jaskini. Było coraz głośniej. Co chwilę było słychać jęki zabijanych zwierząt, a później i wilków. Starałam się nie myśleć o tym wszystkim i pośpiesznym krokiem szłam przed siebie. Trafiłam wreszcie do swojej jaskini. Nic nie widziałam. Było tak ciemno, że nie mogłam nawet trafić do wejścia. Pełna strachu gorączkowo szukałam jakiejś dziury w skale, żeby móc przeczekać tam noc. Nagle poczułam pod łapą futro i znajomy zapach. To była moja mama! Nagle czerwony płomień wystrzelił w górę i zrobiło się jasno jak w dzień. Mama wyglądała jeszcze gorzej niż alfa Morile. Jej piękne białe futro stało się suche i nasiąknięte krwią zwierząt, jej kły zdawały się dużo większe, duże oczy wpatrzone we mnie zdawały się patrzeć na jedzenie. Przyglądała się mi, a ja nie wiedziałam czy się ruszyć. Wtedy rzuciła się na mnie!!! Poczułam jak ostre, przesiąknięte trującą substancją kły wbiły się w moją szyję. Czułam cały upływ krwi i bezsilność. Nagle zrozumiałam, że w tej chwili nie ma skrupułów. Przeżyje ten wilk który skuteczniej zaatakuje. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek zrobię najmniejszą krzywdę mojej mamie, a teraz stanęłam w sytuacji, w której są tylko dwie drogi. Dać się zjeść lub zabić. Nie zastanawiając się, bo nie było na to czasu, wybrałam tę drugą opcję. Obróciłam się i walnęłam łapą waderę. Nie dało to zbyt wiele ale mogłam uwolnić się z uścisku. Zaczęłam uciekać, ale wiedziałam, że nic mi to nie da, że wkrótce mama mnie dopadnie. Nagle brzeg skał już się skończył i między drugą stroną a mną była ogromna przepaść. Nie mogłam już uciec, wadera była tuż obok mnie. Mogłam tyko atakować. Czułam jakby coś się we mnie gotowało, jakby ogarniała mnie jakaś furia. Pchnęłam waderę i próbowałam wrzucić ją w przepaść. Nie było to łatwe. Między nami toczyła się już prawdziwa bitwa. Co chwilę czułam ostre uderzenia, a ja nie mogłam nic z tym zrobić, byłam za słaba, żeby pokonać tak silną waderę, zważając też na to, że kilka dni nic nie miałam w pysku, poza wodą. Byłam już całkiem bezsilna, wiedziałam, że zaraz mogę zginąć. Krzyczałam " MAMO!!!OBUDŹ SIĘ PROSZĘ!!!!!!!!" ale bez skutku, nic do niej nie docierało, nie była już sobą. Nagle zauważyłam przebiegającego zająca. Dostałam potężny cios w głowę i wilk pobiegł za szaraczkiem. Miałam ogromne szczęście, bo zwierzątko uciekało w stronę przepaści. Wadera pobiegła za nim. Ja, całkowicie oczyszczona z jakichkolwiek już myśli na temat odnalezienia sposobu na obudzenie mamy z tego transu, wstałam i zaczęłam biec w jej stronę. Całym swoim ciałem zepchnęłam ją w przepaść i zaczęłam biec. Dobiegłam aż tu. Wykąpałam się w strumieniu, bo byłam cała w krwi i usnęłam. Spałam ledwie dwie godziny. Ciągle myślałam o miłości do mamy, mamy, która już nie wróci, bo zepchnęłam ją w przepaść!!! Padłam bezsilnie na ziemię i czekałam aż to wszystko się skończy, bo czy miałam inny wybór? Kiedy już całkowita bezsilność ustała postanowiłam zapolować, bo dawno nic nie jadłam. Na szczęście jest tu dużo saren, to miałam co zjeść. Chciałam przespacerować się po tych terenach i trochę je poznać. Wtedy spotkałam ciebie...
Sara cały czas patrzyła na mnie ze zdumieniem nie mówiąc ani słowa. Widać była strasznie zamyślona. Bałam się w tej chwili, czy aby nie powiedziałam nic złego...
Ciąg Dalszy Nastąpi
(2 część będzie jutro lub po jutrze)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz